Czekając na przełom
autor: Edwin Bendyk

„Przyszłość jest teraz, tylko nierówo rozłożona” – przekonuje William Gibson, współtwórca cyberpunku i autor kultowego „Neuromancera”.

Pojęcie cyberprzestrzeni pojawiło się w książce Williama Gibsona na długo przed tym, zanim internet zyskał popularność. Warto więc zaufać intuicji Gibsona i ruszyć na poszukiwanie przyszłości. Do tej najbardziej radykalnej trafić bardzo łatwo, wiedzie do niej drogowskaz z napisem „Singularity” (Osobliwość), pokazujący drogę do Krzemowej Doliny. Powstają tam nie tylko technologie jutra, Kalifornijska siedziba internetowego biznesu to Utopia, miejsce poza czasem i przestrzenią, gdzie wykuwa się Nowy Wspaniały Świat, który nadejdzie gdzieś w połowie tego stulecia, po dotarciu do Singularity – ewolucyjnego skoku, wywołanego przez zlanie się technologii z biologią. Nastanie wtedy prawdziwa Sztuczna Inteligencja, a człowiek stanie się nieśmiertelny.

Kultura żywi się podobnymi opowieściami od wieków, to prawda. Tym razem jednak zapał „singularistów” wykracza poza niegroźne faustowskie fantazje – stoją bowiem za nimi potężni ludzie, szefowie internetowych korporacji, dysponujący miliardami dolarów. Inwestują je nie tylko w rozwój kolejnych usług dla cyfrowego ludu, lecz również po to, by przybliżyć moment Nieśmiertelności. Jeśli im się uda, to – jak przypomniał Zygmunt Bauman w jednej ze swych ostatnich książek – kultura się skończy. Bo ustanie najważniejsza jej funkcja – radzenie sobie z nieodwracalną terminalnością ludzkiego życia.

Pozornie oczywisty trop wskazujący na Krzemową Dolinę jako miejsce, gdzie należy szukać przyszłości, wiedzie zatem w ślepy zaułek. Kalifornijska utopia jest niezwykle banalna, a jej zwieńczeniem jest śmierć kultury. Czy do niej dojdzie, nie wiemy.

Nie możemy wszakże wykluczyć, że w końcu doktor Faust odniesie sukces, ale wówczas nie będzie już o czym dyskutować. Ciekawsze wydaje się dziś uchwycenie momentu, w którym kultura sama swoją śmierć lub metamorfozę zaczyna traktować jako temat do rozważań i przedstawień. Momentem takim były Igrzyska Paraolimpijskie w Londynie w 2012 r., zaprojektowane w iście nietzscheańskim stylu. Reklamy przygotowujące publiczność do powitania niepełnosprawnych sportowców krzyczały: Meet the Superhumans! Wyjdźcie na spotkanie Nadludziom! Na billboardach biegnący Blade Runner, czyli Oscar Pistorius, zachęcał: Patrz na wyniki, nie na nogi. Imprezę otworzył Stephen Hawking, genialny astrofizyk, jeden z najwybitniejszych umysłów współczesności. Umysł szczególny, bo ulokowany w praktycznie bezwładnym ciele. Może działać i komunikować się ze światem jedynie poprzez cyfrowe technologie. Dzięki nim uczony, jeszcze pół wieku temu skazany byłby na śmierć, dziś jest nadczłowiekiem par excellence.

To wszystko jednak były elementy show wyreżyserowanego przez organizatorów igrzysk. Ale to, co się działo w trakcie zakończenia paraolimpiady, kiedy na ulicach Londynu ponadmilionowy tłum fetował sportowców, nie było elementem scenariusza. Najwyraźniej ludzie zrozumieli towarzyszący wydarzeniu komunikat i wyszli złożyć hołd bohaterom, którzy z dotychczasowego statusu „osób niepełnosprawnych” przeistoczyli się w nadludzi.

Londyn 2012 potwierdził to, czego wielu zdaje się jeszcze nie dostrzegać: że już staliśmy się społeczeństwem cyborgów, tworzonym przez ludzi zespolonych ze swymi elektronicznymi gadżetami i tożsamościami rozproszonymi w cybersieci. I że społeczeństwo to stworzyło dla siebie symboliczną reprezentację umożliwiającą wspólne wyrażanie emocji i budowanie rozumianych zbiorowo sensów i znaczeń, inaczej mówiąc – stworzyło swoją kulturę.

Manifestację tej nowej kultury dostrzec można było nie tylko w Londynie, centrum hipernowoczesnego świata, lecz także na jego peryferiach, podczas Euromajdanu w Kijowie na przełomie 2013 i 2014 roku. Tłumu zbierającego się na placu nie zwoływał żaden Komitet Centralny, żadna partia – pierwsze hasło do wspólnej akcji padło na Facebooku. W odpowiedzi przyszły tysiące osób lub raczej „kolektywów ontologicznych” – ludzi wraz ze swymi smartfonami włączonymi do Sieci. Każde prawie działanie było zapośredniczone przez Sieć lub przynajmniej przez nią podglądane. Majdan przekształcił się w hybrydową przestrzeń akcji rozgrywającej się w realu i w wymiarze cyfrowym. Uczestnicy, niczym internetowe pakiety danych, komutowali w tej Sieci, zamieniając obecność wirtualną na realną, kiedy sytuacja tego wymagała.

Dramatyczną ilustracją nowej podmiotowości i jej kultury był komunikat, jaki wysłała Twitterem sanitariuszka Ołesia Żukowska. Postrzelona przez snajpera napisała: „Ja umieram”. Na szczęście lekarze odratowali ją, jednak kilka dni, które upłynęły do kolejnego komunikatu na Twitterze, globalna internetowa rzesza spędziła na poszukiwaniu informacji o losie bohaterskiej kobiety.

Stephen Hawking otoczony maszynami do odczytywania jego myśli, Oscar Pistorius ze swymi protezami, Ołesia Żukowska ze swym smartfonem – oto nowe formy podmiotowości, które próbujemy ciągle jeszcze niezdarnie nazywać, używając takich pojęć, jak cyborgizacja, sieciowy indywidualizm, kolektyw ontologiczny. Niezależnie jednak od nazwy podmiotowość ta wyrażać się może w jedyny znany ludziom sposób – poprzez kulturę.

Na kijowskim Majdanie to kultura właśnie była do samego końca najsilniejszą bronią rewolucjonistów. A tworzona była z dostępnych symboli i kodów: kaski i tarcze pokrywały się ikonami bohaterów narodowej literatury – Tarasa Szewczenki, Łesi Ukrainki, Iwana Franki. I jednocześnie w mediach społecznościowych pojawiały się odniesienia do Gwiezdnych Wojen, Harry’ego Pottera, czy Władcy Pierścieni, jako uniwersalnych tekstów umożliwiających wyrażenie idei dobra i zła. Kody kosmopolitycznej popkultury mieszały się z kodami narodowymi i historycznymi. W nieustannym procesie komunikacyjnym zgromadzeni na Majdanie i w Sieci rewolucjoniści tworzyli nową polityczną wspólnotę, nową zbiorową tożsamość.

Nowa identyfikacja domaga się nowego wyrazu politycznego, instytucjonalnego, nowej strukturyzacji. Tu jednak pojawia się problem – w grze ciągle są stare instytucje, opierające swą legitymizację na czynnikach, które w Nowoczesności budowały pozycje graczy. O wpływach i władzy w polu kultury decydowała nie komunikacyjna skuteczność, ale możliwość kontroli ograniczonych fizycznych zasobów oraz stosowania związanej z nią przemocy. Konieczność zarządzania ograniczonym przez ówczesne możliwości techniczne spektrum częstotliwości radiowych zdecydowało o kształcie mediów elektronicznych. Ekonomika druku zdeterminowała w dużym stopniu nie tylko strukturę rynku wydawniczego, lecz także związanych z drukiem form kultury, jak encyklopedia czy gazeta. Podobnie analizować można rynek filmowy i muzyczny. Taka struktura legitymizowała rozwiązania prawne, których zadaniem było ułatwienie wytwarzania dóbr kultury i kontroli ich obiegu w warunkach społeczeństwa kapitalistycznego. Kluczowym rozwiązaniem prawno-instytucjonalnym stał się system prawa autorskiego, którego powstanie i rozwój można interpretować jako system translacji i transmisji wartości estetycznej na wartość ekonomiczną, o którego skuteczności decyduje państwo.

Dziś, w epoce cyfrowych technologii i wzrastającego znaczenie gospodarki opartej na dobrach niematerialnych, kiedy koszty krańcowe wytwarzania i dystrybucji coraz większej ilości dóbr i usług maleją do zera, opisywana powyżej legitymizacja ulega erozji. Instytucje odwołujące się do niej nie zamierzają jednak abdykować, lecz przeciwnie, często próbują opanować i przechwycić rewolucyjną energię nowej podmiotowości lub konsolidować przeciwko niej zasiedziały establishment. To gra na krótką metę i nie może zakończyć się sukcesem, bo stare formy nie odpowiadają już kulturze sieciowego indywidualizmu. Jej ostatecznego kształtu nie jesteśmy w stanie przewidzieć, choć nieprzekraczalny horyzont określa wizja już opisana – Singularity, poza którą nie ma już kultury. Co wydarzy się przed tym horyzontem? Odpowiedzi szukają autorki i autorzy opublikowanych w tym opracowaniu scenariuszy.

Podjęli oni karkołomny trud redukcji złożoności społecznego świata i zidentyfikowali trendy oraz czynniki, jakie będą decydowały o rozwoju kultury w najbliższych dekadach. Powstały scenariusze, z których żaden nie musi doczekać się realizacji – nie są one prognozami, lecz wariantami rozwoju rzeczywistości w zależności od układu czynników determinujących przyszłość. O tym, jaka ona będzie, zdecydują jednostkowe wybory każdej i każdego z nas, sieciowych indywidualistów. Dlatego tak ważne jest zbadanie, jakie siły determinują w ponowoczesności naszą autonomię. Kluczowe staje się więc zrozumienie Sieci, środowiska, w którym i poprzez które sieciowi indywidualiści uczestniczą w życiu społecznym, politycznym i kulturalnym.